Gdy Joanna otworzyła oczy było już jasno na zewnątrz. W
końcu przespała całą noc. Przeciągnęła się, odkryła kołdrę i usiadła na skraju
łóżka kładąc stopy na chłodny włochaty zielony dywan. Przez uchylone okno
słychać było świergot ptaków, a wdzierający się do pokoju wiatr niósł prawdziwy
zapach wiosny. Podeszła do okna rozkoszując się pierwszymi promieniami słońca,
które padały na jej twarz. Otworzyła je szerzej, oparła się o parapet i wzięła
głęboki wdech uśmiechając się do siebie. Na chodniku przed domem obok ujrzała
młodego mężczyznę, który najprawdopodobniej rozpoczął rozgrzewkę przed
bieganiem. Przez chwilę przyglądała mu się uważnie. Gdy odwrócił się w stronę
domu pani Mayer od razu zauważył dziewczynę. Stała w oknie z uśmiechem na
twarzy i czarnymi błyszczącymi włosami opadającymi na ramiona i piersi. Miała
na sobie fioletową koszulkę, która podkreślała jej figurę, tak szczelnie ukrytą
pod bluzą podczas ich ostatniej rozmowy w ogrodzie. Od tego spotkania minęły
już 2 dni. Gregor starał się znów jakoś spotkać Joannę niby przypadkiem, ale
nie udało się, aż do dziś.
- Dzień dobry sąsiadko – przywitał się wysyłając jej
promienny uśmiech.
- Cześć. Widzę, że wybierasz się na poranne bieganko –
odpowiedziała również się uśmiechając.
- Dokładnie, ale czekam z niecierpliwością aż do mnie
dołączysz. Jak twoja noga?
Dopiero teraz dziewczyna przypomniała sobie o urazie kostki.
Spojrzała w dół. Stała na dwóch nogach, bez kul, bez bólu, bez opuchlizny.
- Chyba już wszystko w porządku. Nawet nie zwróciłam na to
uwagi – zauważyła i zaśmiała się do siebie w duchu.
- No to liczę na to, że będę miał wkrótce okazję cię gdzieś
zabrać i odświeżyć starą znajomość. Co ty na to? – zapytał z nieukrywaną
nadzieją na twierdzącą odpowiedź.
- Kto wie, kto wie. Miłego treningu. Ja schodzę na śniadanie
– powiedziała i zamknęła okno.
Obserwowała jeszcze prze chwilę jak Gregor zakłada czapkę, okulary i słuchawki, po czym pobiegł w stronę rzeki.
Obserwowała jeszcze prze chwilę jak Gregor zakłada czapkę, okulary i słuchawki, po czym pobiegł w stronę rzeki.
Joanna rozejrzała się po pokoju. Była tu tylko trzy dni, a
bałagan wskazywał na pobyt przynajmniej dwutygodniowy. Ubrania leżały na
krześle przy toaletce, po której walały się kosmetyki i na starym czerwonym
fotelu w rogu pokoju. Tylko laptop i książki leżały zgrabnie ułożone na szafce
przy łóżku. Postanowiła, że po śniadaniu ogarnie ten nieład i pójdzie na spacer
po okolicy korzystając z pięknego dnia. Po szybkim prysznicu ubrała jasne dżinsy,
swoją ulubioną koszulkę i zeszła do kuchni, po której już ktoś się krzątał.
- Dzień dobry babciu – pocałowała starszą kobietę w czoło. –
Tak wcześnie, a Ty już na nogach?
- Dzień dobry kochana. Wcześnie? Przecież już prawie ósma –
zaśmiała się.
- Babciu, dla kogo tyle tych naleśników zrobiłaś?
Spodziewasz się kogoś?– zapytała Joanna patrząc na talerz z górą naleśników
stojący na kuchennym blacie, po czym usiadła na jednym z krzeseł.
- Są dla ciebie –
odpowiedziała i podała wnuczce talerz i sztućce.
Po zjedzeniu dwóch sztuk, które były zaledwie wierzchołkiem
tej góry naleśnikowej, udała się z pełnym brzuchem na piętro, by ogarnąć
rozgardiasz w pokoju. Zaskakująco szybko udało się jej poukładać ubrania i
włożyć do szafy. Usiadła na krześle przy toaletce i spojrzała w lustro.
- Nie mogę tak wyjść na miasto – pomyślała spoglądając na
swoje delikatnie podkrążone oczy i potargane włosy. Wybrała niezbędne
kosmetyki, które wciąż leżały przed nią, resztę wrzuciła do kosmetyczki. Szybko
poprawiła niedoskonałości i uczesała włosy związując w swój ukochany kucyk.
Rozejrzała się po pokoju w poszukiwaniu trampków, które znalazła po chwili pod
łóżkiem, wyciągnęła z szafy cienką wiosenną kurtkę, chwyciła okulary
przeciwsłoneczne, telefon, portfel i wesołym krokiem opuściła dom babci.
Rześkie wiosenne powietrze i słońce pieszczące delikatnie jej twarz wprawiały
ją w cudowny nastrój. Spojrzała na zegarek, dochodziła dziesiąta. Rozejrzała się
wokół zakładając kurtkę i próbując sobie przypomnieć, w którą stronę powinna
się udać by dostać się do centrum miasta. Zrezygnowana nieudanymi próbami
przywołania wspomnień, sięgnęła po telefon i włączyła Google Maps.
- A gdzie to się beze mnie wybierasz? – usłyszała za plecami
znajomy głos.
- Próbuję odnaleźć drogę do centrum. Szkoda marnować tak
pięknego dnia na siedzenie w domu, gdy noga już nie dokucza. Chciałam trochę
pozwiedzać – odwróciła się do sąsiada, który właśnie do niej podszedł.
- To może zabiorę się z tobą? Z przyjemnością pokaże ci
okolicę – zaproponował Gregor.
- Jeśli to nie problem to bardzo chętnie – uśmiechnęła się
chowając telefon do kieszeni.
Przez całą drogę do centrum szli rozmawiając o tym, co przez
te dwadzieścia lat działo się w ich życiu. Schlierenzauer z nieukrywaną dumą
opowiadał o swoich niezwykłych dokonaniach w świecie skoków narciarskich
próbując wywrzeć jak najlepsze wrażenie na swojej przyjaciółce z dzieciństwa.
Joanna natomiast starała się nie okazywać zbytniego entuzjazmu, choć sprawiało
jej to coraz więcej trudu. Od lat była fanką tej dyscypliny i z przejęciem
oglądała każdy konkurs, choć skupiała się głównie na Adamie Małyszu, a potem na
polskiej kadrze. Kojarzyła oczywiście innych skoczków, ale wśród Austriaków
najbardziej lubiła Morgernsterna. Choć Gregor nie miał najlepszej opinii wśród
polskich fanek, ze względu na swój nieco narcystyczny charakterek, robił na
niej ogromne wrażenie. Wciąż nie mogła uwierzyć, że idzie ulicą z jednym z
najlepszych zawodników dwudziestego pierwszego wieku i że ten cały
Schlierenzauer to tak naprawdę ten mały Gregor z ogrodu
babci.
- Wiesz co? – zwróciła się do Gregora Joanna, gdy
przechodzili koło lodziarni wychwalającej swoje najlepsze lody w całym Tyrolu.-
Odnoszę wrażenie, że jesteś nieco inny niż przedstawiają cię media.
- A to źle czy dobrze? – spojrzał na nią nie wiedząc czego
się spodziewać.
- Zdecydowanie dobrze – uśmiechnęła się.
- Mam pomysł, poczekaj na mnie na tamtej ławce – wskazał na
miejsce koło uroczego kościółka.
- Dobrze – odpowiedziała zaintrygowana dziewczyna i ruszyła
we wskazanym kierunku. Słońce coraz mocniej grzało, więc zdjęła kurtkę i
przewiesiła przez nogi, gdy usiadła na ławce. Rozejrzała się wokoło, próbując
zapamiętać jak najwięcej szczegółów tego pięknego miasta. Dziwiła się, że na
ulicach było tak pusto, ale przypomniała sobie, że jest środek tygodnia i
normalni ludzie są przecież w pracy, a dzieciaki w szkole.
- Ja na pewno nie jestem normalna – uśmiechnęła się sama do
siebie.
- Śmietankowe z orzechami włoskimi – usłyszała za plecami.
Gregor stał z dwiema porcjami lodów z lodziarni, którą
mijali po drodze.
- A dla ciebie zapewne czekoladowe? – odpowiedziała przesuwając
się, by zrobić chłopakowi miejsce na ławce.
- Nie inaczej. Grzeczne dziewczynki idą do nieba a
niegrzeczne do Valhalli? – wybuchnął śmiechem czytając napis na koszulce
Joanny. – Zapewne chcesz iść do Valhalli?
- Nie inaczej – uśmiechnęła się łobuzersko biorąc swoją
porcję lodów z rąk Gregora.
Spojrzał na nią. Cieszył się, że zgodziła się na wspólne
wyjście. Na początku bał się trochę, że fakt iż Joanna lubi skoki narciarskie
spowoduje, że będzie się zachowywać jak jakaś porąbana fanka, ale nic takiego
się nie stało. Była całkiem normalna. Jakby to, że był kim był nie miało dla
niej najmniejszego znaczenia. Z drugiej strony czuł się dziwnie nie będąc w
centrum czyjejś uwagi, zwłaszcza dziewczyny.
- Całkiem zapomniałam jak tu pięknie – brunetka przerwała
chwilę ciszy, podczas której delektowali się lodami.
- Trzeba było nie wyjeżdżać – odrzekł chłopak.
- Wiesz dobrze, że nie miałam wyjścia. Moi rodzice
przeprowadzili się do Polski, a ja miałam tylko sześć lat. To miały być
pierwsze wakacje z wielu, które miałam tu spędzić, nie ostatnie – odpowiedziała
nieco smutniejąc.
- Ale chciałaś przeprowadzić się do Innsbrucka, gdy dorośniesz
– nie odpuszczał. – Mogłaś wrócić.
- Niby tak, ale miałam tam już swoje życie, przyjaciół,
rodzinę. Nie chciałam tego zmieniać – próbowała się tłumaczyć, ale słysząc jak
to wszystko głupio brzmi zamknęła się wracając do jedzenia lodów.
- Rozumiem, tylko się droczyłem – uśmiechnął się Gregor
szturchając Joannę.
- Co jest?! – krzyknęła, gdy szturchnięcie spowodowało
upadek loda na jej ulubioną koszulkę. – Schlierenzauer!
Chłopak zaniósł się śmiechem.
- To wcale nie jest śmieszne – wydusiła próbując wytrzeć
pozostałości loda serwetką, która została w jej ręce.
- Daj pomogę ci – zaoferował pomoc. Wyrzucił resztkę czekoladowego
loda do kosza i zaczął ścierać swoją serwetką plamę na koszulce towarzyszki.
- Ej, nie zapędzaj się – odepchnęła rękę Gregora. – Bądź tak
uprzejmy i nie macaj mi cycków.
Dopiero teraz zdał sobie sprawę, jak to musiało wyglądać i
trochę się speszył.
- Dżizas, zluzuj majty – zaśmiała się po polsku widząc jego
minę.
- Że co? Luzui maiti? – zapytał zdezorientowany.
- To znaczy, że masz się wyluzować, tylko żartowałam – popatrzyła
na niego.
- Całe szczęście – uśmiechnął się chłopak.
- Lepiej już wracajmy – powiedziała Joanna patrząc na
zegarek. – Obiecałam babci, że to ja dziś ugotuję obiad. Gdy wstawała, jej
kurtka zahaczyła o szczebel ławki i odwracając się by ją wyciągnąć, wpadła
wprost na Gregora. Złapał ją w ostatniej chwili, bo wylądowała by na tyłku,
dokładnie jak trzy dni temu nad rzeką. Ich twarze znalazły się w odległości
zaledwie kilku centymetrów. Joanna spojrzała chłopakowi prosto w oczy i
zamarła.
- Dobrze, że ty mnie dziewczyno masz, bo nie wróciłabyś
chyba cało do domu – uśmiechnął się dalej trzymając ją w ramionach.
- Chciałabym tylko zauważyć, że gdyby nie ty, to nie
miałabym opuchniętej kostki – odpowiedziała wyswabadzając się z uścisku.
- Za to teraz byś sobie tyłek stłukła.
Wracali tą samą drogą pogrążeni w rozmowie o skokach i
drużynie austriackiej. Obojgu uśmiech nie schodził z twarzy. Gregor opowiadał
różne zabawne anegdoty, ale Joannie z trudem przychodziło skupienie. Gdy
spojrzała w jego oczy, wtedy przy ławce gdy ją złapał, poczuła coś, co myślała,
że dawno w niej umarło – pożądanie. Rozmawiając z nim teraz marzyła tylko o
tym, by znów złapał ją w ramiona, ale tym razem namiętnie pocałował.
- Ogarnij się dziewczyno! –skarciła się w myślach. –
Przecież to Gregor Schlierenzauer, twój przyjaciel z dzieciństwa i sławny
skoczek narciarski. Ostatnie o czym on będzie myślał to pocałowanie cię.
***
Niezmiernie mi miło, że mam pierwsze czytelniczki :) Komentarze są ogromną motywacją, więc mam nadzieję, że wena mnie nie opuści i jutro wieczorem lub w sobotę będzie nowy rozdział.
***
Niezmiernie mi miło, że mam pierwsze czytelniczki :) Komentarze są ogromną motywacją, więc mam nadzieję, że wena mnie nie opuści i jutro wieczorem lub w sobotę będzie nowy rozdział.
O, gorący romans kwitnie :D Fajnie, że tak złapali ponownie kontakt. Czekam z niecierpliwością na dalsze rozwinięcie sytuacji ;)
OdpowiedzUsuń