Opowiadanie o miłości, przyjaźni i życiu. Fanfiction, gdzie jedna z głównych postaci to Gregor Schlierenzauer. Pojawiają się też inni członkowie Skijumping Austria Team:)

3. Zluzuj majty.



Gdy Joanna otworzyła oczy było już jasno na zewnątrz. W końcu przespała całą noc. Przeciągnęła się, odkryła kołdrę i usiadła na skraju łóżka kładąc stopy na chłodny włochaty zielony dywan. Przez uchylone okno słychać było świergot ptaków, a wdzierający się do pokoju wiatr niósł prawdziwy zapach wiosny. Podeszła do okna rozkoszując się pierwszymi promieniami słońca, które padały na jej twarz. Otworzyła je szerzej, oparła się o parapet i wzięła głęboki wdech uśmiechając się do siebie. Na chodniku przed domem obok ujrzała młodego mężczyznę, który najprawdopodobniej rozpoczął rozgrzewkę przed bieganiem. Przez chwilę przyglądała mu się uważnie. Gdy odwrócił się w stronę domu pani Mayer od razu zauważył dziewczynę. Stała w oknie z uśmiechem na twarzy i czarnymi błyszczącymi włosami opadającymi na ramiona i piersi. Miała na sobie fioletową koszulkę, która podkreślała jej figurę, tak szczelnie ukrytą pod bluzą podczas ich ostatniej rozmowy w ogrodzie. Od tego spotkania minęły już 2 dni. Gregor starał się znów jakoś spotkać Joannę niby przypadkiem, ale nie udało się, aż do dziś.
- Dzień dobry sąsiadko – przywitał się wysyłając jej promienny uśmiech.
- Cześć. Widzę, że wybierasz się na poranne bieganko – odpowiedziała również się uśmiechając.
- Dokładnie, ale czekam z niecierpliwością aż do mnie dołączysz. Jak twoja noga?
Dopiero teraz dziewczyna przypomniała sobie o urazie kostki. Spojrzała w dół. Stała na dwóch nogach, bez kul, bez bólu, bez opuchlizny.
- Chyba już wszystko w porządku. Nawet nie zwróciłam na to uwagi – zauważyła i zaśmiała się do siebie w duchu.
- No to liczę na to, że będę miał wkrótce okazję cię gdzieś zabrać i odświeżyć starą znajomość. Co ty na to? – zapytał z nieukrywaną nadzieją na twierdzącą odpowiedź.
- Kto wie, kto wie. Miłego treningu. Ja schodzę na śniadanie – powiedziała i zamknęła okno.

 Obserwowała jeszcze prze chwilę jak Gregor zakłada czapkę, okulary i słuchawki, po czym pobiegł w stronę rzeki.
Joanna rozejrzała się po pokoju. Była tu tylko trzy dni, a bałagan wskazywał na pobyt przynajmniej dwutygodniowy. Ubrania leżały na krześle przy toaletce, po której walały się kosmetyki i na starym czerwonym fotelu w rogu pokoju. Tylko laptop i książki leżały zgrabnie ułożone na szafce przy łóżku. Postanowiła, że po śniadaniu ogarnie ten nieład i pójdzie na spacer po okolicy korzystając z pięknego dnia.  Po szybkim prysznicu ubrała jasne dżinsy, swoją ulubioną koszulkę i zeszła do kuchni, po której już ktoś się krzątał.
- Dzień dobry babciu – pocałowała starszą kobietę w czoło. – Tak wcześnie, a Ty już na nogach?
- Dzień dobry kochana. Wcześnie? Przecież już prawie ósma – zaśmiała się.
- Babciu, dla kogo tyle tych naleśników zrobiłaś? Spodziewasz się kogoś?– zapytała Joanna patrząc na talerz z górą naleśników stojący na kuchennym blacie, po czym usiadła na jednym z krzeseł.
 - Są dla ciebie – odpowiedziała i podała wnuczce talerz i sztućce.
Po zjedzeniu dwóch sztuk, które były zaledwie wierzchołkiem tej góry naleśnikowej, udała się z pełnym brzuchem na piętro, by ogarnąć rozgardiasz w pokoju. Zaskakująco szybko udało się jej poukładać ubrania i włożyć do szafy. Usiadła na krześle przy toaletce i spojrzała w lustro.
- Nie mogę tak wyjść na miasto – pomyślała spoglądając na swoje delikatnie podkrążone oczy i potargane włosy. Wybrała niezbędne kosmetyki, które wciąż leżały przed nią, resztę wrzuciła do kosmetyczki. Szybko poprawiła niedoskonałości i uczesała włosy związując w swój ukochany kucyk. Rozejrzała się po pokoju w poszukiwaniu trampków, które znalazła po chwili pod łóżkiem, wyciągnęła z szafy cienką wiosenną kurtkę, chwyciła okulary przeciwsłoneczne, telefon, portfel i wesołym krokiem opuściła dom babci. Rześkie wiosenne powietrze i słońce pieszczące delikatnie jej twarz wprawiały ją w cudowny nastrój. Spojrzała na zegarek, dochodziła dziesiąta. Rozejrzała się wokół zakładając kurtkę i próbując sobie przypomnieć, w którą stronę powinna się udać by dostać się do centrum miasta. Zrezygnowana nieudanymi próbami przywołania wspomnień, sięgnęła po telefon i włączyła Google Maps.
- A gdzie to się beze mnie wybierasz? – usłyszała za plecami znajomy głos.
- Próbuję odnaleźć drogę do centrum. Szkoda marnować tak pięknego dnia na siedzenie w domu, gdy noga już nie dokucza. Chciałam trochę pozwiedzać – odwróciła się do sąsiada, który właśnie do niej podszedł.
- To może zabiorę się z tobą? Z przyjemnością pokaże ci okolicę – zaproponował Gregor.
- Jeśli to nie problem to bardzo chętnie – uśmiechnęła się chowając telefon do kieszeni.
Przez całą drogę do centrum szli rozmawiając o tym, co przez te dwadzieścia lat działo się w ich życiu. Schlierenzauer z nieukrywaną dumą opowiadał o swoich niezwykłych dokonaniach w świecie skoków narciarskich próbując wywrzeć jak najlepsze wrażenie na swojej przyjaciółce z dzieciństwa. Joanna natomiast starała się nie okazywać zbytniego entuzjazmu, choć sprawiało jej to coraz więcej trudu. Od lat była fanką tej dyscypliny i z przejęciem oglądała każdy konkurs, choć skupiała się głównie na Adamie Małyszu, a potem na polskiej kadrze. Kojarzyła oczywiście innych skoczków, ale wśród Austriaków najbardziej lubiła Morgernsterna. Choć Gregor nie miał najlepszej opinii wśród polskich fanek, ze względu na swój nieco narcystyczny charakterek, robił na niej ogromne wrażenie. Wciąż nie mogła uwierzyć, że idzie ulicą z jednym z najlepszych zawodników dwudziestego pierwszego wieku i że ten cały Schlierenzauer to tak naprawdę ten mały Gregor z ogrodu babci.
- Wiesz co? – zwróciła się do Gregora Joanna, gdy przechodzili koło lodziarni wychwalającej swoje najlepsze lody w całym Tyrolu.- Odnoszę wrażenie, że jesteś nieco inny niż przedstawiają cię media.
- A to źle czy dobrze? – spojrzał na nią nie wiedząc czego się spodziewać.
- Zdecydowanie dobrze – uśmiechnęła się.
- Mam pomysł, poczekaj na mnie na tamtej ławce – wskazał na miejsce koło uroczego kościółka.
- Dobrze – odpowiedziała zaintrygowana dziewczyna i ruszyła we wskazanym kierunku. Słońce coraz mocniej grzało, więc zdjęła kurtkę i przewiesiła przez nogi, gdy usiadła na ławce. Rozejrzała się wokoło, próbując zapamiętać jak najwięcej szczegółów tego pięknego miasta. Dziwiła się, że na ulicach było tak pusto, ale przypomniała sobie, że jest środek tygodnia i normalni ludzie są przecież w pracy, a dzieciaki w szkole.
- Ja na pewno nie jestem normalna – uśmiechnęła się sama do siebie.
- Śmietankowe z orzechami włoskimi – usłyszała za plecami.
Gregor stał z dwiema porcjami lodów z lodziarni, którą mijali po drodze.
- A dla ciebie zapewne czekoladowe? – odpowiedziała przesuwając się, by zrobić chłopakowi miejsce na ławce.
- Nie inaczej. Grzeczne dziewczynki idą do nieba a niegrzeczne do Valhalli? – wybuchnął śmiechem czytając napis na koszulce Joanny. – Zapewne chcesz iść do Valhalli?
- Nie inaczej – uśmiechnęła się łobuzersko biorąc swoją porcję lodów z rąk Gregora.
Spojrzał na nią. Cieszył się, że zgodziła się na wspólne wyjście. Na początku bał się trochę, że fakt iż Joanna lubi skoki narciarskie spowoduje, że będzie się zachowywać jak jakaś porąbana fanka, ale nic takiego się nie stało. Była całkiem normalna. Jakby to, że był kim był nie miało dla niej najmniejszego znaczenia. Z drugiej strony czuł się dziwnie nie będąc w centrum czyjejś uwagi, zwłaszcza dziewczyny.
- Całkiem zapomniałam jak tu pięknie – brunetka przerwała chwilę ciszy, podczas której delektowali się lodami.
- Trzeba było nie wyjeżdżać – odrzekł chłopak.
- Wiesz dobrze, że nie miałam wyjścia. Moi rodzice przeprowadzili się do Polski, a ja miałam tylko sześć lat. To miały być pierwsze wakacje z wielu, które miałam tu spędzić, nie ostatnie – odpowiedziała nieco smutniejąc.
- Ale chciałaś przeprowadzić się do Innsbrucka, gdy dorośniesz – nie odpuszczał. – Mogłaś wrócić.
- Niby tak, ale miałam tam już swoje życie, przyjaciół, rodzinę. Nie chciałam tego zmieniać – próbowała się tłumaczyć, ale słysząc jak to wszystko głupio brzmi zamknęła się wracając do jedzenia lodów.
- Rozumiem, tylko się droczyłem – uśmiechnął się Gregor szturchając Joannę.
- Co jest?! – krzyknęła, gdy szturchnięcie spowodowało upadek loda na jej ulubioną koszulkę. – Schlierenzauer!
Chłopak zaniósł się śmiechem.
- To wcale nie jest śmieszne – wydusiła próbując wytrzeć pozostałości loda serwetką, która została w jej ręce.
- Daj pomogę ci – zaoferował pomoc. Wyrzucił resztkę czekoladowego loda do kosza i zaczął ścierać swoją serwetką plamę na koszulce towarzyszki.
- Ej, nie zapędzaj się – odepchnęła rękę Gregora. – Bądź tak uprzejmy i nie macaj mi cycków.
Dopiero teraz zdał sobie sprawę, jak to musiało wyglądać i trochę się speszył.
- Dżizas, zluzuj majty – zaśmiała się po polsku widząc jego minę.
- Że co? Luzui maiti? – zapytał zdezorientowany.
- To znaczy, że masz się wyluzować, tylko żartowałam – popatrzyła na niego.
- Całe szczęście – uśmiechnął się chłopak.
- Lepiej już wracajmy – powiedziała Joanna patrząc na zegarek. – Obiecałam babci, że to ja dziś ugotuję obiad. Gdy wstawała, jej kurtka zahaczyła o szczebel ławki i odwracając się by ją wyciągnąć, wpadła wprost na Gregora. Złapał ją w ostatniej chwili, bo wylądowała by na tyłku, dokładnie jak trzy dni temu nad rzeką. Ich twarze znalazły się w odległości zaledwie kilku centymetrów. Joanna spojrzała chłopakowi prosto w oczy i zamarła.
- Dobrze, że ty mnie dziewczyno masz, bo nie wróciłabyś chyba cało do domu – uśmiechnął się dalej trzymając ją w ramionach.
- Chciałabym tylko zauważyć, że gdyby nie ty, to nie miałabym opuchniętej kostki – odpowiedziała wyswabadzając się z uścisku.
- Za to teraz byś sobie tyłek stłukła.
Wracali tą samą drogą pogrążeni w rozmowie o skokach i drużynie austriackiej. Obojgu uśmiech nie schodził z twarzy. Gregor opowiadał różne zabawne anegdoty, ale Joannie z trudem przychodziło skupienie. Gdy spojrzała w jego oczy, wtedy przy ławce gdy ją złapał, poczuła coś, co myślała, że dawno w niej umarło – pożądanie. Rozmawiając z nim teraz marzyła tylko o tym, by znów złapał ją w ramiona, ale tym razem namiętnie pocałował.
- Ogarnij się dziewczyno! –skarciła się w myślach. – Przecież to Gregor Schlierenzauer, twój przyjaciel z dzieciństwa i sławny skoczek narciarski. Ostatnie o czym on będzie myślał to pocałowanie cię.

***
Niezmiernie mi miło, że mam pierwsze czytelniczki :) Komentarze są ogromną motywacją, więc mam nadzieję, że wena mnie nie opuści i jutro wieczorem lub w sobotę będzie nowy rozdział. 

1 komentarz:

  1. O, gorący romans kwitnie :D Fajnie, że tak złapali ponownie kontakt. Czekam z niecierpliwością na dalsze rozwinięcie sytuacji ;)

    OdpowiedzUsuń

© Agata dla WioskaSzablonów | Technologia blogger. | Freepik FlatIcon