Gregor stał przed lustrem przyglądając się swojemu odbiciu.
Już od pół godziny przymierzał zawartość szafy i na nic nie mógł się
zdecydować.
- Co ty odwalasz Schlierenzauer? Nie baw się w modelkę, bo
cię chłopaki wyśmieją jak się wystroisz – powiedział do siebie w myślach. W
końcu wybrał czarny t-shirt i jasne dżinsy.
Zostało mu kilka minut zanim zejdzie po swoją sąsiadkę. Bardzo
cieszył się na tego pokera, tym bardziej, że zabierał ze sobą Joannę. Od
pamiętnej nocy, kiedy to wylądowali razem u niej w łóżku, starała się go
unikać. Przez całą środę nie wyszła z domu, a on nie chciał się jej narzucać.
Na szczęście już następnego poranka, gdy wybrał się na trening, spotkał ją w
parku nad rzeką. Od tego czasu ich poranny wspólny bieg stał się codziennością.
Jednak wciąż nie dawała się wyciągnąć do miasta czy choćby na posiadówkę do
ogrodu. Dziś nie miała wyjścia, musiała się z nim spotkać. Gregor zarzucił
kurtkę, zszedł na dół i ostatni raz przed lustrem upewnił się, że włosy są w
odpowiednim ładzie.
Joanna nie mogła się już doczekać, kiedy pozna członków
austriackiego teamu. Nie bardzo wiedziała jak ma się ubrać, bo gdy zapytała
swojego sąsiada jaki strój obowiązuje, odpowiedział, że „normalny”. Zdecydowała
się więc na ciemno-niebieskie obcisłe dżinsy, czarne botki do kostki na
niewielkim obcasie i ciemnożółtą koronkową bluzkę. Usłyszała dzwonek do drzwi,
więc szybko chwyciła chabrowy sweterek, torebkę i zeszła na dół.
- Baw się dobrze dziecinko – usłyszała wołanie z salonu. – I
nie wracaj za wcześnie.
- Dobrze babciu – odpowiedziała słysząc jeszcze jej śmiech i
otworzyła drzwi, za którymi stał Gregor.
- Wow – powiedział chłopak. – Wyglądasz ślicznie.
Dziewczyna zarumieniła się. Schlierenzauer nie mógł od niej
oderwać wzroku. Zazwyczaj widział ją w związanych włosach, dresie i bez
makijażu. Teraz wyglądała zjawiskowo. Jej czarne włosy opadały na ramiona
okryte tylko koronką, a makijaż wyostrzył rysy twarzy i podkreślił cudownie
zielone oczy.
- Dziękuję. Ty też dziś niczego sobie. Taka miła odmiana –
zaśmiała się nieco nerwowo.
- Tak, tak. I tak wiem, co naprawdę o mnie myślisz-
odpowiedział z przekąsem.
- No jestem bardzo ciekawa co takiego niby myślę – rzuciła
wyzywająco.
- Że kycesch mnie pschelecieci jak Malysch skocinie –
powiedział łamaną polszczyzną.
- Ty nawet nie wiesz co to znaczy – zaśmiała się.
- Już wiem. Kot nie mógł przestać się śmiać, gdy mi to
tłumaczył – parsknął śmiechem na widok rzednącej miny towarzyszki.
- O kurwa – zaklęła pod nosem oblewając się rumieńcem.
- Także tego, nie ma sprawy. Wszystko da się załatwić –
posłał jej wymowne spojrzenie.
- Tak, jasne – mruknęła. – A gdzie my w ogóle idziemy? –
dodała próbując zmienić temat.
- Nie idziemy, tylko jedziemy. Do mojego mieszkania w
Fulpmes – odpowiedział wskazując na zaparkowane przed domem audi.
Ruszyli razem w jego kierunku. Gdy Joanna podeszła do drzwi
pasażera, wyciągnęła rękę by je otworzyć, ale ktoś już ją uprzedził.
- O, jaki dżentelmen – uśmiechnęła się i wsiadła.
Kiedy tylko chłopak przekręcił kluczyk w stacyjce, usłyszała
pierwsze dźwięki ulubionej piosenki.
- Przepraszam. Już wyłączam – sięgnął ręką do odtwarzacza.
- Nie, zostaw – odruchowo zatrzymała jego rękę w powietrzu. –
Nie wiedziałam, że słuchasz Johna Mayera.
- Znasz ten kawałek? – spojrzał na nią zaskoczony.
- Żartujesz? Free
Fallin’ miałabym nie znać – na jej twarzy malował się wyrzut.
- No, no, panno Splitt. Nie podejrzewałbym cię o taki dobry
gust muzyczny – zaśmiał się z podziwem.
- Mówią, że życie jest pełne niespodzianek – uśmiechnęła się,
gdy ruszyli.
Gregor wybrał drogę przez obrzeża Innsbrucka, więc przejeżdżali
pod skocznią Bergisel, która prezentowała się okazale w promieniach
zachodzącego słońca. Fulpmes było oddalone od Rum o zaledwie dwadzieścia pięć
kilometrów, więc na miejscu byli już po 20 minutach.
- Widzę, że chłopaki już są – powiedział patrząc w okno, w
którym paliło się światło.
- To oni mieszkają z tobą? – zapytała z lekkim zdziwieniem w
głosie.
- Broń Boże – zaśmiał się. – Dałem Kofiemu klucze na
ostatnim treningu, żeby wszystko przygotował.
- I się tak po prostu dał wykorzystać? – niedowierzała.
- Cóż, skoro nie miał szczęścia ostatnio to i nie miał
wyjścia teraz – zaśmiał się tajemniczo parkując na podjeździe obok dwóch innych
samochodów.
- Denerwuję się trochę – powiedziała dziewczyna wchodząc po
schodach.
- Nie masz czym. To są normalne chłopaki – powiedział łapiąc
ją za rękę i uśmiechając się zachęcająco. – No w miarę normalne.
- Nie wierzę! Schlieri jest przed czasem! – ujrzeli
Hayboecka, który właśnie otworzył im drzwi.
- O przepraszam, ja się nigdy nie spóźniam. To wy zawsze
jesteście za wcześnie – zaśmiał się i pociągnął dziewczynę do środka.
- Micha, to jest Joanna. Joanna, Micha – dziewczyna wyciągnęła
rękę, którą przed chwilą puścił Gregor.
- Miło cię poznać – powiedział ściskając jej dłoń. –
Przedstawię ci resztę.
Weszli do sporego salonu, gdzie na środku stał dobrze
oświetlony stół pokryty zielonym materiałem.
- Ludzie, to Joanna. Dziewczyna Schlieri’ego – oznajmił Hayboeck.
- Nie zapędzaj się. Jesteśmy tylko przyjaciółmi – poprawiła go.
- Tak, tak – skwitował z uśmiechem. – To są Poppi i jego
dziewczyna Sophie – dodał wskazując na parę przy stole.
- Cześć – Joanna uśmiechnęła się i podeszła by podać im
rękę. Odłożyła sweter i torebkę na fotel pod oknem i rozejrzała się w
poszukiwaniu Gregora.
- Twój chłopak jest w kuchni. Sprawdza czy Andreas wywiązuje
się z zadania – rzucił Micha.
- No jak dzieci, jak dzieci. Ile jeszcze razy będę musiała
dementować tą informację? – pokiwała głową dziewczyna.
- Ale tu nie ma czego dementować – zaśmiał się kładąc na
stół karty i żetony.
- Jak trochę wypiją, to są jeszcze gorsi – usłyszała głos
Sophie, która stanęła obok niej. – Słyszałam, że jesteś polką.
- W zasadzie to i polką i austriaczką. Mieszkałam w Rum do
piątego roku życia, potem moi rodzice przeprowadzili się do Polski. Dziadek ze
strony taty poważnie zachorował i musieli pomóc babci się nim zaopiekować –
odpowiedziała blondynce.
- Przykro to słyszeć. Mimo wszystko świetnie mówisz po
niemiecku – zauważyła.
- Dzięki. To zasługa mojej mamy. Na początku trochę mnie
zmuszała do nauki, a potem wspierała, gdy już sama chciałam się uczyć – uśmiechnęła
się.
- O już są – powiedział Hayboeck, gdy tylko Schlieri i Kofler
weszli do pokoju.
- Joanno, to jest właśnie Andreas, z którym tak bardzo
chciałaś się spotkać – wskazał na bruneta Gregor. – Andreasie, a to Joanna.
Twoja największa fanka – dodał z przekąsem zwracając się do kolegi.
- E, cześć miło mi – wyciągnęła rękę zawstydzona dziewczyna.
- Nie przejmuj się nim. To mnie jest miło cię poznać –
uścisnął jej rękę posyłając szczery uśmiech.
- To co? Siadamy? – zapytał Micha stawiając szklanki i jakiś
alkohol na stół.
- Tak, tylko przyniosę żarcie – powiedział Kofler i wyszedł
z salonu.
- A wy czego się napijecie? – Gregor spojrzał na Joannę i
Sophie.
- Ja? Wina – odpowiedziała blondynka siadając obok swojego
chłopaka.
- Ja chyba też. Na trzeźwo nie przeżyję – zaśmiała się
druga.
- Jesteś pewna? – zapytał szeptem.
- Czemu miałabym nie być? – spojrzała na niego zaskoczona.
- No wiesz, ostatnio źle się to skończyło – wyciągnął butelkę
wina z szafy za brunetką.
- A to ci nie powiedziałam? Jak się okazało, to nie było
wino, a nalewka babci. Dziwiła się, że w ogóle mogliśmy na następny dzień
chodzić.
- Chodźcie tu gołąbki, już wszyscy czekają – usłyszeli głos
Koflera. Nawet nie zauważyli kiedy wrócił.
Joanna usiadła na jednym z dwóch ostatnich miejsc przy
stole, a Gregor rozlał wino.
- O co właściwie gramy? – zapytała brunetka, gdy Poppinger
rozkładał żetony.
- O przysługę. Ten, kto pierwszy przegra będzie wisiał
przysługę zwycięzcy turnieju – odpowiedział Michael.
- Rozumiem. A jeśli przegrany nie będzie chciał wywiązać się
z przysługi? – zaciekawiła się dziewczyna.
Chłopacy spojrzeli po sobie i zanieśli się śmiechem.
- Wtedy czeka go sroga kara. Kofi raz się już o tym
przekonał – odpowiedział Gregor. – Ogólnie zasada jest taka. Jeśli osoba
przegrana nie będzie chciała wywiązać się z zadania, powołujesz się na Złotą Zasadę. Jeśli dalej będzie
odmawiała, masz prawo wymyślić karę, którą z chęcią wykonają pozostali gracze z
rozgrywki.
- A co to za Złota Zasada? – dopytywała dalej Joanna.
- To taka nasza zasada w drużynie. Ktoś ci robi przysługę,
to i ty mu jedną wisisz – usłyszała głos Hayboecka z prawej strony.
- A ile jest czasu na jej wykorzystanie?
- Nie ma ograniczonego czasu, ale nie martw się. Ze mną nie
masz szans – zaśmiał się Gregor.
- Chciałbyś – brunetka rzuciła mu wyzywające spojrzenie.
- Nie sądzę byś miała z nim jakiekolwiek szanse. To jego
dobra passa. Wygrał ostatnie cztery turnieje, a ja wiszę mu dwie przysługi –
powiedział Andreas. – A nie, już tylko jedną – dodał po chwili spoglądając na
talerz z przekąskami.
Po pół godzinie gry już wiadomo było, kto ma dzisiaj pecha.
Nikogo nie zdziwiło, że był to właśnie Kofler. Natomiast dwie godziny później o
zwycięstwo walczyli już tylko Michael, Gregor i Joanna.
- To już ostatnie rozdanie – przypomniał Kofler. – Komu będę
dłużny?
- Nie zadawaj głupich pytań Kofi – zaśmiał się
Schlierenzauer. - Wchodzę za wszystko.
Hayboeck zastanawiał się dłuższą chwilę licząc swoje żetony.
- All in – dodał po chwili.
Joanna patrzyła na karty na stole i przeliczała w głowie
jakie ma szanse wygrać. Spojrzała na przeciwników, a na ich twarzach malowała
się ogromna pewność siebie.
- A co mi tam. Stawiam wszystko – powiedziała przesuwając
swoje żetony na środek.
- Ostatnia karta to siódemka pik – powiedział Kofler kładąc
ją na stół.
- Ha, mam strita – zaśmiał się Michael tryumfalnie.
- No to bardzo mi przykro, ale ja mam kolor. Wygrałem –
odwrócił swoje karty Gregor i sięgnął po żetony.
- Panowie, a może poczekacie na mnie? – rzuciła Joanna
próbując zdławić śmiech.
- No dobra, to co tam takiego masz? – spojrzał na nią
Schlierenzauer nie ukrywając swojej radości z wygranej.
- A no fulla mam- zaśmiała się szyderczo i rzuciła karty na
stół. – Przykro mi chłopaki.
Pół godziny później Joanna została sama z Gregorem. Reszta
się zmyła, bo rano mieli mieć trening.
- To i ja się będę zbierać -
powiedziała dziewczyna wkładając ostatnie brudne naczynia do zmywarki.
- A nie chcesz zostać? – zapytał z nadzieją w głosie.
- To nie jest dobry pomysł – rzuciła mu wymowne spojrzenie.
- No dobra, zaraz cię odwiozę – posmutniał.
- Nie kłopocz się. Sama jakoś wrócę.
- A wiesz w ogóle jak? – zaśmiał się. – Poczekaj w salonie.
Zaniosę tylko rzeczy z bagażnika na górę i możemy jechać.
- Pomogę ci – powiedziała dziewczyna widząc jak po chwili
Gregor męczy się z torbami.
- Nie trzeba – odrzekł potykając się o pasek jednej z nich.
- No już nie bądź taki – złapała jedną z toreb i ruszyła za
nim po schodach.
- Jaki? – zaperzył się.
- No taki właśnie. Masz mi za złe że z tobą wygrałam? –
zapytała.
- Nie – odpowiedział kładąc torby koło łóżka i siląc się na uśmiech.
- Przecież widzę, że wielce ci to nie w smak. Myślałam, że
nauczyłeś się już przegrywać – gdy tylko to powiedziała, zauważyła że na jego
twarzy maluje się grymas złości.
- Twierdzisz, że nie umiem przegrywać? – rzucił wściekle.
- Wiesz co? Nieważne. Jak trzeba to wrócę na piechotę –
odwróciła się na pięcie, postawiła torbę i ruszyła w kierunku drzwi.
- Nie bądź śmieszna – złapał ją za nadgarstek. – Odwiozę cię.
- Ja jestem śmieszna? To ty masz problem, gdy cudowne dziecko skoków okazuje się nie
być takie cudowne. I puść mnie – odwróciła się do niego wkurzona. Posłusznie
zabrał rękę.
- Dlaczego wszystkim tak przeszkadza to, że nie lubię
przegrywać. Cholera! Kto w ogóle to lubi? – zrobił krok w jej stronę.
- Tu nie chodzi o to, żeby lubić przegrywać. Tylko o to,
żeby umieć się zachować, a nie jojczyć jak przedszkolak, któremu ktoś zabrał
zabawkę – rzuciła wyzywająco i zrobiła krok do przodu czując niemal oddech
Schlierenzauera na nosie.
- Wcale się tak nie
zachowuję – wysyczał przez zaciśnięte zęby posyłając jej wymowne spojrzenie.
- Tak, tak. Wielki pan Gregor Schlierenzauer – powiedziała z
ironią.
Chłopak nie mógł wytrzymać już ani chwili dłużej. Nie miała
pojęcia jak bardzo jej teraz pragnął. W ułamku sekundy położył dłonie na jej
biodrach i przyciągnął do siebie zanurzając się w jej ustach. Zaskoczona
dziewczyna nie protestowała. Zarzuciła mu ręce na szyję i oddała pocałunek. Po
chwili oplatała go już nogami i czuła, że prowadzi ją w stronę łóżka, na którym
za moment oboje leżeli udając się w podróż do krainy rozkoszy.
***
Dzięki, że czytacie i komentujecie :) To mega pożywka dla mojej weny :) Możliwe, że jeszcze dziś albo jutro wieczorem pojawi się kolejny :)
Dawajcie znać czy się podoba :)
Właśnie słyszałam co się stało z Gregorem :( Znów to kolano. Mam nadzieję, że jeszcze do nas wróci. Pierwsze diagnozy są optymistyczne. Kontuzja najprawdopodobniej się nie odnowiła, ale jest mocno potłuczony ;( Biedny...
***
Dzięki, że czytacie i komentujecie :) To mega pożywka dla mojej weny :) Możliwe, że jeszcze dziś albo jutro wieczorem pojawi się kolejny :)
Dawajcie znać czy się podoba :)
Właśnie słyszałam co się stało z Gregorem :( Znów to kolano. Mam nadzieję, że jeszcze do nas wróci. Pierwsze diagnozy są optymistyczne. Kontuzja najprawdopodobniej się nie odnowiła, ale jest mocno potłuczony ;( Biedny...
Hej,
OdpowiedzUsuńCzy mam się podoba? On jest świetny, wspaniały i mogłabym tak wymieniać w nieskończoność.
Czekam na następny (mam nadzieję, że jeszcze dzisiaj ).
Pozdrawiam
Biedny Kofi. Aśka umie grać oj umie. Rozdział cudowny. Czekam na następny. Pozdrawiam 😘
OdpowiedzUsuńNastępny rozdział jest już prawie gotowy :) Koło 22 powinnam wrzucać :)
OdpowiedzUsuńMega rozdział. :)
OdpowiedzUsuń